poniedziałek, 22 lipca 2013

Znów nic nie wiem

  Dla wielu definicją perfekcyjności jest jakaś osoba publiczna. Dla jednych jest to Lana Del Rey, dla innych Beyoncé, jeszcze inni za perfekcyjną osobę uważają Michała Wiśniewskiego z Ich Troje, a jeszcze inni będą mówili, że dla nich definicją perfekcyjności jest Jan Paweł II, czy Matka Teresa z Kalkuty.
  Musimy wiedzieć, do czego tak naprawdę chcemy dążyć, co jest dla nas ważne, jak się widzimy za kilka lat. Obiektywnie ocenić siebie i swoje zachowania.
  Chcemy perfekcyjnych paznokci? Perfekcyjnych związków? Figury? A może najpierw powinniśmy popracować nad swoim wnętrzem? Jeżeli nie umiemy zaakceptować się w środku, jak możemy akceptować swój wygląd?
  Ok, więc mamy cel, każdy dąży do perfekcji, trzeba mieć wysokie ambicje, by cokolwiek osiągnąć w tym zwariowany wyścigu szczurów, potocznie zwanym życiem. Kiedy jednak obierzemy sobie ten cel, zaczynamy zastanawiać się, na ile jest on możliwy do zrealizowania. Czy możliwe jest, żeby być perfekcyjnym? Mieć piękne i paznokcie i wnętrze? A może to już jest za dużo, przerasta to nasze możliwości? Jak to jest z tą perfekcyjnością? Może dążenie do niej sprawia, że nie zauważamy jak JUŻ perfekcyjni jesteśmy?
   Położę się spać. Może jutro obudzę się bliżej postawionego sobie wysoko celu. Może go nie osiągnę, ale zawsze lepiej dążyć i wiedzieć, że było się blisko, niż stać w miejscu. A może uświadomię sobie, że nie muszę do niego dążyć? Jednak jeszcze chyba muszę poczekać, by móc się obudzić i powiedzieć: "Nie, już nic nie potrzebuję. Jest idealnie."
Dobranoc †

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz