sobota, 24 sierpnia 2013

Komplikacje- czyli naprawdę, po co mi chłopak?

Jak wyżej + post głównie do "singli".
Zawsze chciałam kogoś mieć. Planowałam sobie, jak to będziemy razem chodzić do McDonalda, urządzali wieczory kinowe w domu z dobrym popcornem i jakimś absurdalnym filmem akcji.
Szczerze? Zazdrościłam dziewczynom, które opowiadały jak to super z nimi być itd, itd. W końcu zaczęło mnie to denerwować. Zaczęłam szukać winy w sobie, w swoim wzroście, w swoim dziecinnym, często irytującym zachowaniu, tłumaczyłam się wiekiem, że to nie czas. Potem stwierdziłam, że to wina szkoły baletowej. A teraz po zastanowieniu się, po kolejnej "kłótni" którejś z koleżanek ze swoim tru lof stwierdzam, że- ekskjuzmi, po co mi chłopak? Po co mi ktoś, z rozdwojeniem jaźni, humorem często bardziej rozhisteryzowanym od rozpieszczonej pięciolatki. Z wahaniami nastroju, przeżywaniem każdej mojej rozmowy z innym chłopakiem niczym żaba okres.
Ok, dobra, są dobre chwile, na pewno jest ich jeszcze więcej niż tych złych, zbyt wyeksponowanych przeze mnie ale... Ale po co jeszcze bardziej komplikować sobie i tak już zagmatwane życie? Więc narazie odpuszczam. Odpuszczam głupie nastolatkowe marzenia o "prawdziwej miłości" (która w tym wieku zazwyczaj trwa kilka miesięcy). Odpuszczam wszystko i czuję się glad and dandy. W swojej własnej bluzie, ze swoim własnym popcornem w swoim własnym kocyku. I (w sumie okrutnie z mojej strony) obserwuję miłosne życie rówieśników. Mając nadzieję, że to nie będzie kolejny dramat.
Peace

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz